[(Nie)codziennik fotograficzny] Tam gdzie koza mówi dobranoc

Jednym z atutów spędzania czasu na końcu świata w Bieszczadach jest cudowna, wszechogarniająca cisza. Żaden zewnętrzny odgłos nie zakłóca spokojnego snu do momentu, kiedy ryknie ustawiony w komórce budzik o żałośnie wczesnej porze. Nawet nie da się nim rzucić w kąt, bo szkoda telefonu, a dzwonek jest bezlitosny. No dobrze, przyjechaliśmy tu na zdjęcia, więc trzeba wyjść spod wygrzanej kołdry. Poranna krzątanina idzie opornie, picie herbaty przedłużam w nieskończoność, próbując jeszcze zamknąć na chwilę oczy, kiedy zamiast zimnego prysznicu do rzeczywistości sprowadza mnie złowrogie meeeee. Czytaj dalej

[Prezent] Tapeta na grudzień

Uwielbiam zimę w Bieszczadach. Szczególnie taką, która pokrywa śniegiem całą okolicę, tworząc w ten sposób krainę niczym z bajki. Uwielbiam wydeptywać nową ścieżkę w świeżym śniegu, chłonąc otaczające mnie surowe piękno. Zeszłoroczna zima należała właśnie do takich. Nawet lokalni mieszkańcy mówili, że już dawno nie było takiej bezkompromisowej pory śniegu i mrozu. Ciekawe, co tegoroczna zima ze sobą przyniesie… Czytaj dalej

[Prezent] Tapeta na listopad

Fotografując, staram się oddać na zdjęciach realizm tego, czego byłam świadkiem. Rzadko się zdarza, żebym zabierała się za abstrakcje. Kiedy jednak spacerowałam sobie po bieszczadzkich lasach pewną jesienią, kolorystyka drzew tak mnie zauroczyła, że spróbowałam pokazać ją nieco inaczej. Efekt zabawy z poruszaniem i drganiem obiektywu możecie zobaczyć na listopadowej tapecie. Czytaj dalej

[Przypominajka] Zapomniane wpisy

Na blogu Art of Nature przez ponad dwa lata nazbierało się mnóstwo wpisów. Niektóre czytane i komentowane częściej, niektóre rzadziej. Seria przypominajkowych wpisów, które chcę publikować raz w miesiącu, ma na celu przypomnienie Wam trzech tekstów, które w blogowych statystykach znajdują się gdzieś na szarym końcu. Może znajdziecie wśród nich coś wartego przeczytania lub obejrzenia. Tworzenie takich wpisów jest dla mnie taką małą sentymentalną podróżą do zapomnianych trochę miejsc i zdarzeń. Zapraszam 🙂

Czytaj dalej

[(Nie)codziennik fotograficzny] Nad Sanem pewnego ranka

Kochane Bieszczady… Miłość moja do nich odżyła w ostatnich miesiącach i zaowocowała kilkoma wypadami w miejsca, które można jeszcze nazwać dzikimi. Świat traci je w zatrważającym tempie, tak jakby człowiek bał się pozostawić choć skrawek świata niepodlegający jego zasadom. Jeszcze trochę czasu upłynie zanim jako ludzkość zrozumiemy, że niszczymy tym sposobem samych siebie i obawiam się, że obudzimy się kiedy będzie już za późno. Doceniam każdą chwilę, którą mogę spędzić tam, gdzie życie toczy się według naturalnych zasad, a człowiek jako integralny element tej układanki stapia się z nim i harmonizuje z jego rytmami. Czytaj dalej

[Historia jednego zdjęcia] Sezon na puszczyki

Zimowe wyprawy w Bieszczady nieodłącznie kojarzą mi się z sowami, a w szczególności z puszczykiem uralskim, prawdziwym duchem bieszczadzkich ostoi. Mimo licznego występowania w tym rejonie, sporych rozmiarów oraz bardzo charakterystycznego wyglądu, łatwo go przeoczyć. Nie dość, że porusza się bezszelestnie, to siedzący, wtopiony w zimowy leśny krajobraz, jest nie do wypatrzenia. Możecie być jednak pewni, że puszczyk natomiast wypatrzy i wyniucha Was z kilometra, a potem zapewne zniknie niczym zjawa. Żeby zrobić zdjęcie puszczykowi, trzeba wiedzieć kogo szukać, gdzie szukać, kiedy szukać i jak szukać. Mglisty dzień pod koniec stycznia w nieco zapomnianej i dzikiej części Bieszczadów wydał się idealną porą, aby osiągnąć ten cel. Czytaj dalej

O żubrze

Zaobserwowanie  żubra to punkt niemalże obowiązkowy każdego wyjazdu do Białowieży i prawie każdego w Bieszczady. Podczas gdy w okolicy Białowieskiego Parku Narodowego między żubrami trzeba się przeciskać, to w Bieszczadach zaobserwować jest go znacznie trudniej. Tego potężnego ssaka Europy zdecydowanie łatwiej zobaczyć zimą, kiedy żubry łączą się w bardzo liczne stada i są bardzo łatwo zauważalne na rozległych polach, gdzie miejscowi ustawiają dla nich paśniki. Największe stado, jakie do tej pory widziałam (w okolicach Jeziora Siemianowskiego przy paśniku rzecz jasna) liczyło spokojnie kilkadziesiąt osobników. W Bieszczadach na żubrowe stado trafić trudniej, ale jak się wie, w których paśnikach dają najlepsze siano, to szanse rosną. Proszę Państwa, oto żubr. Czytaj dalej

[Historia jednego zdjęcia] Drzewa zakwitają zimą…

 

… a przynajmniej takie sprawiają wrażenie.

Tegoroczny wyjazd w Bieszczady miał upłynąć pod hasłem „robimy zdjęcia” zamiast „zdobywamy szczyty”, gdyż jak się zdołałam parę razy przekonać, nie da się skupić na jednym i drugim na raz. Oczywiście robię zdjęcia podczas wędrówek, ale wówczas jest to wykonywane przy okazji, bowiem koncentracja skupia się drodze i wejściu na górę. Kiedy wyjeżdżam po to, aby fotografować, przede wszystkim inaczej pakuję plecak i w inny sposób przygotowuję się merytorycznie. Czytaj dalej